Sezon przeziębień, gryp i chorób grypopodobnych trwa już od dłuższego czasu, więc postanowiłam w pierwszym wpisie w Nowym Roku podzielić się z Wami pięcioma sprawdzonymi przepisami na odporność. Nie potrzeba do tego recepty lekarza, różnej maści środków ponoć cudownie zwalczających gorączkę, szczepionek ani suplementów diety "magicznie" podnoszących naszą odporność.
Dziś choroby chcemy zwalczać, zaczynając od pozbycia się ich skutków, a nie od zrozumienia przyczyn. Staliśmy się wygodni i leniwi do tego stopnia, że niektórzy z nas potrafią nawet psa wyprowadzić na spacer, nie wysiadając przy tym z auta. Kiedy nasze babki i prababki od wieków radziły sobie bez aptecznych środków, korzystając z darów natury, my wolimy łyknąć garść tabletek, zaszyć się pod kocem i wierzyć, że to nam pomoże. Wydaje się nam, że problem rozwiązaliśmy - przynajmniej do kolejnego ataku choroby i nie zastanawiamy się nad przyczyną nawracających jak bumerang przeziębień i wirusówek.
A rozwiązanie problemu jest proste - poprawa odporności. Ale nie dopiero wówczas, gdy w gardle niemiłosiernie drapie, a w nosie powstają zatory. O naszą odporność powinniśmy dbać cały rok i to osobiście. Metoda ta nie nadaje się więc dla leni i osób mających słomiany zapał.
Mówią, że leczone przeziębienie trwa siedem dni, a nieleczone - tydzień. Dla zachęty zdradzę Wam, że moje tegoroczne (a w zasadzie ubiegłoroczne, bo jesienne) przeziębienie trwało trzy dni. Tak, tak! Nawet ja choruję od czasu do czasu, średnio raz na dwa lata. Organizm musi po prostu od czasu do czasu zaktualizować swoją bazę danych ;) Moje przeziębienia są jednak lekkie i tak szybko jak przyszły, tak odchodzą w zapomnienie. Nie zawsze tak było - dopóki nie zmieniłam trybu życia, często łapałam infekcje.
Poniżej przedstawiam Wam 5 moich wypróbowanych recept na jesienno - zimowe choróbska. Stosujcie je najlepiej w komplecie, skuteczność udowodniona w praktyce.
1. Odżywianie
Nie ma co ukrywać - każdy z nas jest tym, co je. Już Hipokrates twierdził, że „wszystkie choroby przychodzą do człowieka przez usta z pożywieniem”. Wynika to stąd, że podczas trawienia organizm rozkłada żywność na składniki chemiczne,
które następnie zużywa, wykorzystując je jako paliwo do wielu
funkcji biologicznych oraz mięśni, kości, tłuszczu i skóry. Jedzenie,
które spożywamy dosłownie staje się częścią nas na poziomie
komórkowym.
Jeśli więc nasz jadłospis wypełniony jest w większej części z dużej ilości zdrowej żywności, pełnej składników
odżywczych i pozbawionej zanieczyszczeń, cukrów prostych i innych wynalazków, będziemy dostarczać sobie wszystko, czego potrzebujemy,
by dobrze funkcjonować. Dzięki temu unikniemy zatrucia
ciała, ponieważ jak już wiemy, wszystko co zjadamy, staje się częścią człowieka, więc jeśli będziemy spożywać jedzenie niskiej jakości, dość
oczywiste jest czym się staniemy.
Nasze organizmy potrzebują witamin i mikroelementów, by radzić sobie ze zdrowotnymi problemami. Jedząc mocno przetworzone produkty, nie dostarczamy sobie wielu cennych składników. Najzdrowiej zatem jeść produkty jak najmniej przetworzone. Nie oznacza to jednak, że przy trzaskającym mrozie mamy kąsać sałatę z pomidorami, doprawioną vinegretem i zapijać ją sokiem pomarańczowym.
Dla mnie produkt jak najmniej przetworzony musi być jednocześnie dostosowany do aktualnej pory roku i najlepiej być naszym krajowym, a nie zagranicznym wynalazkiem. Spróbuję wytłumaczyć to na przykładzie posiłków w statystycznej polskiej rodzinie.
W wielu domach bazą śniadania jest pieczywo (najczęściej, o zgrozo, białe lub mrożone), obiadu - ziemniaki, kolacji - znów pieczywo lub kupny jogurt. Niewiele wystarczy, by taki jadłospis był zdrowszy - zamiast pieczywa warto przygotować tradycyjną owsiankę z suszonymi owocami i orzechami, ziemniaki zastąpić surówką z kiszonych ogórków z papryką, a gotowy jogurt - jogurtem naturalnym doprawionym mrożonymi owocami i miodem.
Możliwości jest o wiele więcej - o ile latem na moim stole królują sałaty, pomidory, ogórki i cała reszta dobroci, jakie mogę wyhodować we własnym ogródku lub zebrać w lesie, o tyle zimą przestawiam się na wszelkiego rodzaju kiszonki, kasze, warzywa okopowe takie jak np. buraki i marchew oraz owoce od lokalnych sadowników, które z powodzeniem można przechowywać w spiżarni, czyli jabłka i gruszki. Jesienią i zimą robię też sporo zup - taki krupnik na kurzych żołądkach o tej porze to delicja ;)
2. Sauna
Nic tak dobrze nie hartuje organizmu jak sauna. O zaletach sauny, zarówno parowej jak i suchej możecie wiele przeczytać w internecie, więc nie będę wiele rozpisywać się na ten temat. Dzięki hartowaniu organizm uczy się radzić sobie ze zmiennymi warunkami środowiska i drobnoustrojami.
Do wyboru macie saunę parową (rzymską), która jest najbezpieczniejsza dla niewprawionego nowicjusza i łagodna dla organizmu. Temperatura w
środku to 45-65°C, przy sporej, ułatwiającej oddychanie wilgotności (40-65% i wyższej), a także suchą (fińską), dedykowaną osobom doświadczonym i nastawionym na ostre hartowanie. Temperatura w środku 90-110°C, natomiast wilgotność tylko 5-10%, dlatego warto zabrać na nią ze sobą bawełnianą czapkę, która zapobiegnie wysuszaniu włosów.
W skrócie sauna poprawia krążenie, zwiększa odporność, oczyszcza skórę, dotlenia organizm i zapewnia świetny nastrój. Jednak by przyniosła zamierzone rezultaty, trzeba korzystać z niej systematycznie - najlepiej raz w tygodniu. Na początek wystarczy kwadrans, wydłużany w miarę stopnia zaprawienia w bojach. Podczas goszczenia w Niemczech pozwalam sobie na pobyt całodniowy ze względu na atrakcyjne całodniowe bilety wstępu i kulturę towarzyszącą saunowaniu; niestety w Polsce nie jest to możliwe ze względu na zaporowe ceny, obowiązek noszenia strojów kąpielowych (wytrzymajcie w cieple w takim syntetyku) i buractwo niektórych użytkowników, przejawiające się w niezwykle głośnych i irytujących rozmowach.
A co, jeśli nie możecie sobie pozwolić na cotygodniowe wypady na saunę? Hartujcie się w domu! Wystarczy codzienny naprzemienny prysznic - zaczynamy od ciepłej wody, stopniowo kończąc na zimnej i cały rytuał powtarzamy kilka razy. Dobre efekty przynosi też chodzenie boso po domu, do momentu aż poczujecie napływające do stóp ciepło. Poza tym starajcie się jak najwięcej chodzić na boso - czy to po kamieniach w strumyku, czy po rozgrzanym piasku. W miarę stopnia zahartowania możecie sobie pozwolić nawet na bosy spacer po śniegu ;)
3. Ruch
Każdy Wam powie, że ruch to zdrowie! Aktywność fizyczna musi być jednak regularna (3-4 razy w tygodniu po minimum 30 minut) i dostosowana do Waszych możliwości. Nie chodzi o to, by już podczas pierwszej przebieżki nabawić się kontuzji czy dokuczliwych zakwasów. Prawie połowa Polaków nie uprawia żadnego sportu. Skutki? Co trzecia dorosła osoba ma nadwagę, a co piąta jest otyła. Łatwiej też wówczas o infekcję.
Ruch działa zbawiennie na naszą odporność, gdyż świeże powietrze to swoisty aktywator białych krwinek i niezastąpiona pomoc w pobudzeniu limfocytów do radzenia sobie z inwazją chorobotwórczych drobnoustrojów.
Wybieraj te formy aktywności, które lubisz i nie szukaj wymówek w postaci braku czasu. Pokonuj pieszo trasę praca - dom lub znajdź chwilę na rowerową przejażdżkę z przyjaciółką. Jeżeli brakuje Ci motywacji, zapłać i zapisz się na zorganizowane zajęcia, np. fitness czy zumbę. Ja, jeszcze zanim zmieniłam etat na własną DG, musiałam dojeżdżać do pracy 6 km i w sezonie wiosna - jesień wybierałam z przyjemnością rower.
Co więcej, po 40-minutowym wysiłku poczujesz rozpierającą cię radość . Dzieje się tak, bo wysiłek fizyczny wzmacnia produkcję endorfin, a dodatkowo uzależnia - już po dwóch tygodniach regularnych ćwiczeń, nie będziecie mogli już się obejść bez sportu.
4. Zdrowie psychiczne
Zadbajcie o relaks. Wypoczęty i odstresowany organizm lepiej radzi sobie z zarazkami. W natłoku obowiązków dnia codziennego postarajcie się znaleźć czas dla siebie i najbliższych. Może być to wspólny spacer, masaż lub gra planszowa. Doceń też sen i nie zarywaj nocek - układ odpornościowy potrzebuje dla regeneracji wyraźnego rozdziału na dzień i noc. Takie małe przyjemności symulują produkcję endorfin, które działają jak środki przeciwzapalne i komórek odpornościowych.
5. Naturalne specyfiki
Zapomnijcie o sztucznych witaminach w tabletkach.
Udowodniono, że takie wyabstrahowane substancje w rzeczywistości są w
małym stopniu przyswajalne przez ludzki organizm. Często witaminy dla
prawidłowego wchłonięcia potrzebują sympatyków - określonych witamin,
enzymów czy makro i mikroelementów, podczas gdy niektóre witaminy
zaburzają ich wchłanianie. Natura sprytnie to wymyśliła i oferuje nam
gotowe zestawy witaminowe - pomidora, jabłko czy śliwkę. Nie potrzeba
nam zatem tabletek, lecz zrównoważonej i zbilansowanej diety. I
obowiązkowo, bez względu na porę roku pokochajcie czosnek i cebulę.
W razie problemów zdrowotnych, wróćcie do korzeni - naparu z kwiatów lipy, soku z czarnego bzu czy syropu z mniszka lekarskiego.
Jestem ciekawa, jakie są Wasze sposoby na lepszą odporność?