Dziś, po dwutygodniowej przerwie, spowodowanej ogromem prac remontowo - domowych (kajam się i obiecuję w tym tygodniu napisać coś więcej), pod lupę bierzemy niekwestionowaną królową chwastów – pokrzywę.
Majestatyczna dama
Jej ciemnozielone, wysokie łany, dumnie
stojące na baczność niczym wojsko świadczą nie tylko o
urodzajnej, bogatej w azot ziemi. To prawdziwa skarbnica witamin – o tym
wiedzieli już nasi pradziadkowie. Liście zawierają witaminę C, K, B2, beta karoten; są bogate w sole mineralne - szczególnie dużo w nich potasu, wapnia i fosforu, ponadto zawierają kwas krzemowy i panteonowy. Na przedwiośniu gospodynie gotowały z niej
zupę, gospodarze dodawali świeżą do paszy dla zwierząt w celu ich wzmocnienia,
a na zimę przygotowywali z niej susz.
Bogactwo na wyciągnięcie ręki
Bogactwo na wyciągnięcie ręki
Co powiesz na odrobinkę przyjemnego bólu?
Jedyną niedogodnością przy zbiorze pokrzywy jest to, że parzy. Właściwie to parzą włoski zlokalizowane na jej łodygach. Przy regularnym zbieraniu pokrzywy, szybko można się do tego przyzwyczaić, a nawet tęsknić za tym - tak jak ja ;) To dzięki obecności kwasu mrówkowego pokrzywa parzy. Działa przy tym przeciwbólowo na chore stawy, a niektórzy biczowaniem łodygami leczą reumatyzm. Taki masaż poprawia krążenie krwi i przyspiesza usuwanie toksyn odpowiedzialnych właśnie za choroby reumatyczne. Na stawy działa korzystnie również sam kwas mrówkowy zawarty we włoskach.
Moja wybawicielka pokrzywa
Biczowania akurat nie próbowałam, ale przyznam Wam, że dla mnie osobiście pokrzywa i jej właściwości to dla mnie fenomen. W miesiąc odmieni Wasze życie i Was samych nie do poznania. Przekonałam się o tym kilka lat temu. Gdy miałam dwadzieścia jeden lat, ni stąd, ni zowąd wiosenną porą zaczęły mnie boleć kolana. Nawet chodzenie sprawiało mi ból. Ortopeda przepisał cudowne tabletki, które miały pomóc, a pewnego ranka obudziłam się, nie mogąc rozprostować nóg. Dostałam skierowanie na zabiegi ciekłym azotem, kolejne tabletki do przełknięcia i zalecenie jedzenia galarety. O ile mrożenie azotem było miłym przeżyciem, a tabletki można było chybcikiem przełknąć, tak do jedzenia galarety zmusić się nie mogłam, bo po prostu nie cierpię tego dania. Latem ból nóg ustał, ale przypominał o sobie nieśmiało całą jesień. Śmiałam się, choć dziś nie wydaje mi się to śmieszne, że mogę przepowiadać deszcz, bo z reguły na drugi dzień padało.
Dziś wiem, co było przyczyną tych bóli. Zakwaszenie organizmu. Jako dziecko urodzone w ostatnich miesiącach komunizmu i wychowane we wczesnym kapitaliźmie, karmiona byłam przede wszystkim ziemniakami, chlebem, mięsem (z reguły wieprzowym i drobiowym) i szczątkową ilością rozgotowanych warzyw. Surowych owoców jadłam mało, a jeszcze mniej surowych warzyw. Owszem, pamiętam, że jako dziecko uwielbiałam podjadać warzywa i owoce z dziadkowego ogrodu. Gdyby to było ode mnie zależne, jadłabym tylko to, ale moja babcia uważała, że dziecko surowizną się nie naje i musi zjeść porządne śniadanie (bułkę albo chleb z masłem i wędliną), dobry obiad (ziemniaki, kawałek mięsa, rozgotowaną marchewkę z groszkiem, ewentualnie pierogi albo makaron ze śmietaną) i smaczną kolację (chleb z masłem i dżemem). Jeśli była zupa, to gotowana tylko na świni lub kurze, bo wegetariańska wersja była niedopuszczalna. Najadłam się jabłkiem? Niemożliwe! Co to jest takie jabłuszko? Nie najesz się tym! Znacie to skądś?
Do dziś żywi się w ten sposób spora liczba Polaków, tym samym kopiąc sobie widelcem i nożem grób. Mój organizm w wieku 21 lat nie mógł dłużej wytrzymać z zakwaszeniem i zbuntował się. Lekarz mi tego nie powiedział, bo nie było to w jego interesie - trzeba przecież napędzić przemysł farmaceutyczny, ale to już temat na inny wpis. Szczęśliwie kolejną wiosną za sprawą mojej kochanej Teściowej trafiłam na zielone koktajle Victorii Boutenko. Szybko zaczęłam eksperymentować sama i pewnego dnia do blendera wrzuciłam dwie spore garście pokrzywy, dwa banany i cztery kiwi. Koktajl był tak pyszny, że zajadałam się nim prawie codziennie do znudzenia. Mądre księgi zalecają z reguły, by dane zioło stosować maksymalnie przez miesiąc, po czym zrobić sobie minimum miesięczną przerwę (wynika to ze zdolności koncentracji pewnych składników w ciele człowieka - nie tylko zakwaszenie jest szkodliwe, ale przewitaminowanie również!). Mój organizm intuicyjnie po miesiącu powiedział stop, a po pokrzywę upomniał się znów po dwóch miesiącach.
Po tej kuracji nie dość, że zapomniałam o bolących stawach, to poprawiła mi się kondycja paznokci i włosów, a skóra, do tej pory trądzikowa znormalniała. Owszem, oprócz koktajli zmieniłam całkowicie swój styl życia, zamieszkałam na wsi, dbam o aktywność fizyczną, zaczęłam słuchać swojego organizmu, latem jem dużo świeżych warzyw i owoców, które sama wyhoduję, zimą przerzucam się na kasze i kiszonki, zapomniałam właściwie o ziemniakach i chlebie, wieprzowinę skreśliłam z menu na modłę arabską, a jeśli już jem mięso, to raz, że rzadko, a dwa, wybieram dziczyznę, królika, wołowinę lub swoją kaczkę. Realizuję w końcu swoje dziecięce zachciewajki i jeśli mam ochotę na surowiznę, to po prostu ją jem na śniadanie, obiad i kolację. A że mam je często, to wychodzi więc na to, że latem prawie w ogóle nie gotujemy, tylko chrupiemy - sałatę, jabłka, gruszki, truskawki, kalafiory, kalarepy, pomidory i wiele więcej. I namiętnie, kilka razy do roku wracam do pokrzywy, ale tylko wówczas, gdy czuję, że mój organizm ma na nią chcicę.
Ciekawostki dla ogrodnika
Pokrzywa odgrywa istotną rolę w ekosystemie jako roślina żywicielska wielu gatunków owadów. Szczególnie masowo pojawiają się na niej gąsienice rusałki pokrzywnika i rusałki pawika, rusałki admirała i rusałki osetnika. To co, zostawisz w kącie ogrodu kępę pokrzywy dla motylka? ;)
Poza tym gnojówka z pokrzywy to świetny nawóz dla roślin. Ma dużo azotu, który kochają ogórki i kapusty, a dzięki zawartości krzemu, wzmacnia roślinne tkanki, np. pomidorom w nabraniu odporności przed zarazą ziemniaczaną. Przepis jest prosty 1 kilo ziela zalewamy 10 litrami wody, przykrywamy deską, odstawiamy w ciepłe, lecz zacienione miejsce i codziennie mieszamy. Po dwóch tygodniach możemy już korzystać z tego dobrodziejstwa - do podlewania litr wody rozrabiamy z 100 ml gnojówki, a gdy chcemy rośliny pryskać, stosujemy proporcję 20:1, czyli np. 1 litr wody na 50 ml gnojówki.
A co z niej możecie zrobić Wy?
Pyszny koktajl tak jak ja. Możecie do krótkim sparzeniu dodać ją do sałaty albo ugotować zupę (ja nie próbowałam nigdy). Suszone lub świeże liście można przyrządzić jak herbatę albo zalać chłodną, przegotowaną wodą i pić po 8 godzinach od naciągu. Wreszcie można zalać liście wodą, odstawić na 2-3 dni, a po przecedzeniu stosować jak wcierkę we włosy lub też przyrządzić olej - 1 część pokrzywy zalewamy 3 częściami dobrego, nierafinowanego oleju, odstawiamy na 2 tygodnie w ciepłe i ciemne miejsce. Taki olej pokrzywowy może zastąpić mleczka kosmetyczne i kremy, posiada bowiem właściwości natłuszczające, odżywcze, przeciwzapalne, oczyszczające i regenerujące. Pamiętajcie jednak, by nie stosować jej wewnętrznie dłużej niż miesiąc. I choć można ją zbierać od wiosny do jesieni, to najbardziej wartościowa jest ta zbierana w maju, przed kwitnieniem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz