„Mało kogo bór przypuści
Do tajemnych swych czeluści”
Do tajemnych swych czeluści”
Przyznam Wam, że lubię jagody jeść,
ale lubię również je zbierać. Wybieram się do lasu najczęściej
sama – tak po prostu jest najwygodniej. Jestem tylko ja, szum
drzew, ptasie trele i najważniejsze – jagodniki. Bardzo przyjemna
to medytacja, którą mogę polecić każdemu. Czasem
ludzie pytają mnie, czy nie boję się sama chodzić po lesie.
Uśmiecham się zawsze wtedy. Co najwyżej siebie samej mogę się
bać. Nie wychodzę z założenia, że napotkany w lesie czy na
łące człowiek właśnie czyha tylko na to, by na mnie napaść.
Poznana niedawno w lesie pani Kazia, która również nie boi się
samotnych wędrówek po mniejszych i większych zagajnikach, mówi z
uśmiechem, że nie rozumie tego powszechnego zdziwienia. "Może
ktoś chce zapytać, która godzina? Albo czy jagody obrodziły? Nie
popadajmy w paranoję, bo zwariujemy – nie wszyscy ludzie są źli"
- skwitowała to strachliwe podejście do obcych.
A Konopnicka radzi, że wystarczy
zamknąć oczy i jeśli posłucha się wewnętrznego głosu, jeśli
odnajdzie się w sobie krasnala – to strachy znikną a korbki będą
pełne owoców ;)
Małe ma moc
Te małe czarne kuleczki skrywają
pełno witamin, więc warto je jeść, najlepiej w postaci
nieprzetworzonej. W miąższu zawarte są witaminy A, B1, B2, PP i C,
a także flawonoidy, garbniki, antocyjany, fitoestrogeny, pektyny,
kwas foliowy i błonnik. Ponadto zawierają kwasy owocowe (jabłkowy,
bursztynowy, cytrynowy) oraz składniki mineralne: potas, fosfor,
wapń, cynk, żelazo, mangan. Niewiele osób chyba o tym wie, ale
jadalne i zdrowe są również liście jagody czarnej. Suszone owoce
pomagają przy problemach z biegunkami, z kolei świeże owoce
przeganiają zaparcia. Dzięki zawartości garbników i pektyn czarne
jagody uszczelniają błony śluzowe żołądka, neutralizują
szkodliwe produkty przemiany materii, świetnie stawiają na nogi
przy różnego rodzaju zatruciach, a antocyjany wpływają korzystnie
na stan naczyń włosowatych oczu, poprawiają wzrok, zapobiegają
też pogłębianiu się krótkowzroczności oraz wspomagają widzenie
w ciemności. Z kolei fitoestrogeny, czyli hormony
roślinne, blokują działanie enzymów przyczyniających się do
powstawania tzw. nowotworów hormonozależnych (np. niektórych
nowotworów piersi, tarczycy czy wątroby), zarówno u kobiet, jak i
u mężczyzn.
Do znudzenia
W tym roku, jak na wzorowego Nadesrała
przystało (niezorientowanym kłania się Kapitan Bomba:), na
jagodach byłam już sześć razy, w wyniku czego przytargałam 11
litrów tych drogocennych owoców. Gdy mam wolny dzień, wybieram się
na dwie, góra trzy godziny. W tygodniu, gdy mam czas tylko
popołudniami, na jagody przeznaczam godzinę – to wystarczy w
zupełności, by zebrać litr czarnych kuleczek i w ciągu
następnych 24 godzin spałaszować je w towarzystwie drugiej osoby w
najróżniejszych konfiguracjach. Na naszych talerzach goszczą jagody ze śmietaną
i miodem, z grzankami, z jogurtem (kozim, własnej roboty rzecz
jasna), jagody z owsianką lub pęczakiem, są też jagodowe koktajle
na jogurcie lub maślance - słowem, nie można się nudzić.
Nie tylko nimi się nie nudzę, ale co więcej są dla mnie inspiracją do rymowania w wolnej chwili.
"Zdążaj prędko w leśne strony, bo zaczęły się jagody!
Kubek z rana, za dnia, w nocy, a poczujesz przypływ mocy."
Jagodowe przetwory
W tym roku, wygospodarowałam też
chwilę, by zrobić dżemy – póki co wysmażyłam dwie wersje –
jagody z papierówkami oraz z czereśniami i czerwonym pieprzem.
Będzie czym smarować zimą naleśniki. Jak to najczęściej bywa,
robiąc dżemy kierowałam się intuicją, więc nie mam pojęcia,
jakie proporcje zastosowałam. Wiem tylko, że podstawą dżemu
jagodowo-czereśniowego było 400 g jagód, 600 g czereśni i dwie
garści (a raczej garsteczki) cukru. W trakcie smażenia dodałam
jeszcze sporo jagód, bo stwierdziłam, że czereśnie zdominowały
zawartość garnka, a ponadto sypnęłam sporo świeżo zmielonego
czerwonego pieprzu. To był dobry krok. Po zawekowaniu przetworów
zostało mi trochę dżemu na dnie – niewystarczająco, by zapełnić
słoiczek. Przełożyłam więc ostatki do lodówki. Wykończył je
wczoraj Mariusz, chwaląc efekt końcowy. Jak zwykle zachęcam Was do
kuchennych eksperymentów i porzucenia od czasu do czasu dobrze
znanych przepisów. Takie intuicyjne pichcenie * z reguły przynosi
świetny efekt. Ponadto dwa i pół litra rozdzieliłam na mniejsze
porcje (ok. 300 g) i zamroziłam. W zamrażarce mam też sporo swoich
truskawek – nic, tylko zimą wrzucać owoce do jogurtu albo upiec
drożdżaka ;)
Przede mną w planach jest jeszcze
zrobienie jagodowego soku, kilku dżemów i mrożenie. Nie wspomnę o
codziennym wcinaniu jagód – zawsze staram się wyjeść sezonowymi
warzywami i owocami, póki są jeszcze świeże.
* Intuicyjne pichcenie – absolutnie nie
próbuj tego, jeśli masz zły humor – wówczas klapa gwarantowana.
Musisz po prostu czuć, że możesz sobie pozwolić na taką
nieskrępowaną kuchenną swawolę.
Ważna sprawa – mycie. Jagody myjemy
zawsze małymi partiami i pod ciepłą (nie mylić z gorącą!),
bieżącą wodą, nie szczędząc jej. Chodzi o to, by wypłukać
jaja bąblowca – tasiemca, którego roznoszą lisy i psy, a
których w jagodach ponoć jest nie mało.