13. Serowo mi.


Moje koźlęta 22 lipca skończyły trzy miesiące. Ważny to termin dla tych koziarzy, którzy dbają o w  pełni szczęśliwy i harmonijny rozwój tych uroczych zwierząt. Ukończenie trzeciego miesiąca życia oznacza w praktyce dla koźląt chowanych naturalnie pożegnanie z cycem. Te chowane sztucznie rozstają się z prawdziwym mlekiem wcześniej, bo już po miesiącu przechodzą na preparat mlekozastępczy. Dla mnie to jedno wielkie gawno, podobnie jak mleko modyfikowane dla niemowląt. Jak można karmić młode - obojętnie czy ludzkie czy zwierzęce chemią? Kiedyś trafiła do mnie przypadkiem próbka mleka modyfikowanego. Gdy przeczytałam skład, włosy zjeżyły mi się na głowie - jak można truć własne dziecko już od pierwszych dni życia? Co później z jego odpornością? Dlatego w przypadku kóz nie miałam wątpliwości - młode będą chowane na prawdziwym mleku minimum trzy miesiące. W rzeczywistości korzystały z tego dobrodziejstwa dwa tygodnie dłużej. Od trzech dni doję Stefkę rano i wieczorem, a młode musiały chwilowo trafić na łańcuch. No i śpią w osobnych boksach. Nasza pierworódka (tak mawia się w żargonie koziarzy na kozy, które pierwszy raz kocą się) daje obecnie 2 litry mleka dziennie. Całkiem ładny to wynik i pocieszający, bo ostatecznie wydajność mleczna ustala się po trzecim, czwartym wykocie, więc nie mam wątpliwości, że mimo wyglądu typowego mieszańca, Stefcia będzie mleczną kozą. W końcu bycie córką Jagny, kozy alpejskiego pokroju, zobowiązuje! Razem z Jagusiowym mlekiem przynoszę (a w sumie przynosimy, bo w dojenie wkręcił się jeszcze Mariusz) 3 litry tego pysznego napoju.

Naleśniki wychodzą z niego nieziemskie - lepszych nigdzie nie jadłam i już nie zjem! Ale nie mogę codziennie na kolację jeść naleśników, a dolewanie do kawy i codzienne robienie na nim owsianki sprawy nie załatwia - w mojej lodówce stoją już nie butelki, a trzylitrowe słoje ;) Do czasu rozdzielenia młodych był spokój - czego nie wypiliśmy z Jagnowej racji,  to zsiadało się i robiłam dwa razy w tygodniu twaróg.


 Ale teraz mogę szaleć - stwierdziłam i wzięłam się do roboty. W ciągu dwóch dni zrobiłam i twaróg ze słodkiego twarogu, i ser podpuszczkowy i ricottę :)

Na pierwszy ogień idzie ser podpuszczkowy.

- 5 l mleka,
- 1 g chlorku wapnia,
- podpuszczka (dawka w zależności od rodzaju, u mnie pół torebeczki podpuszczki w proszku).

Mleko zagrzewam w garnku z grubym dnem do 35 - 38 stopni. Nie spieszę się z tym. Gdy mleko osiągnie temperaturę 23 stopni, odlewam kilka łyżek do kubka, mieszam z chlorkiem wapnia, z powrotem wlewam do garnka. Przy 35 stopniach robię to samo z podpuszczką. I wówczas dzieje się magia - z mleka zaczyna tworzyć się skrzep.

 Tak właśnie tworzy się skrzep.

Ogień wyłączam, skrzep zostawiam w spokoju na pół godziny. Po tym czasie tnę go nożem na mniejsze kawałki i wyławiam je na formę serowarską. By dobrze odciekł, prasuję go domowym sposobem - przykrywam ser chustą serowarską, a na nią kładę talerzyk i litrowy, napełniony słój. Co jakiś czas przewracam ser, by równo odciekał. Po trzech godzinach wrzucam go do uprzednio przygotowanej solanki (2 łyżki wody na  litr wody). Ser ląduje w niej w lodówce na minimum 12 godzin. Z 5 litrów wyszło mi około 350 g sera.

 

Mój nowy wyrób długo nie poleżał w lodówce. Pierwsza połowa została zjedzona zaraz po wyciągnięciu z solanki, rano :) Druga połowa wylądowała na sałacie z pomidorami - to był nasz dzisiejszy obiad.


A szaleliśmy w tym tygodniu w kuchni z kozimi przetworami co nie miara. Miałam pół kilo twarogu z kwaśnego mleka, więc zrobiliśmy pierogi z kozim twarogiem i czarnuszką - delicja! Przedostatnia ricotta powędrowała na pizzę, a twaróg ze słodkiego mleka jest tak pyszny, że można oszaleć i nawet nie wiedzieć kiedy go połknąć.

Czytaj dalej...

12. Zdążaj prędko w leśne strony, bo zaczęły się jagody!

„Mało kogo bór przypuści
Do tajemnych swych czeluści”

- przypomina mi się poetycka baśń Marii Konopnickiej, gdy tylko pierwsze jagody czernią się pod koronami drzew.

Przyznam Wam, że lubię jagody jeść, ale lubię również je zbierać. Wybieram się do lasu najczęściej sama – tak po prostu jest najwygodniej. Jestem tylko ja, szum drzew, ptasie trele i najważniejsze – jagodniki. Bardzo przyjemna to medytacja, którą mogę polecić każdemu. Czasem ludzie pytają mnie, czy nie boję się sama chodzić po lesie. Uśmiecham się zawsze wtedy. Co najwyżej siebie samej mogę się bać. Nie wychodzę z założenia, że napotkany w lesie czy na łące człowiek właśnie czyha tylko na to, by na mnie napaść. Poznana niedawno w lesie pani Kazia, która również nie boi się samotnych wędrówek po mniejszych i większych zagajnikach, mówi z uśmiechem, że nie rozumie tego powszechnego zdziwienia. "Może ktoś chce zapytać, która godzina? Albo czy jagody obrodziły? Nie popadajmy w paranoję, bo zwariujemy – nie wszyscy ludzie są źli" - skwitowała to strachliwe podejście do obcych.
A Konopnicka radzi, że wystarczy zamknąć oczy i jeśli posłucha się wewnętrznego głosu, jeśli odnajdzie się w sobie krasnala – to strachy znikną a korbki będą pełne owoców ;)

Małe ma moc
Te małe czarne kuleczki skrywają pełno witamin, więc warto je jeść, najlepiej w postaci nieprzetworzonej. W miąższu zawarte są witaminy A, B1, B2, PP i C, a także flawonoidy, garbniki, antocyjany, fitoestrogeny, pektyny, kwas foliowy i błonnik. Ponadto zawierają kwasy owocowe (jabłkowy, bursztynowy, cytrynowy) oraz składniki mineralne: potas, fosfor, wapń, cynk, żelazo, mangan. Niewiele osób chyba o tym wie, ale jadalne i zdrowe są również liście jagody czarnej. Suszone owoce pomagają przy problemach z biegunkami, z kolei świeże owoce przeganiają zaparcia. Dzięki zawartości garbników i pektyn czarne jagody uszczelniają błony śluzowe żołądka, neutralizują szkodliwe produkty przemiany materii, świetnie stawiają na nogi przy różnego rodzaju zatruciach, a antocyjany wpływają korzystnie na stan naczyń włosowatych oczu, poprawiają wzrok, zapobiegają też pogłębianiu się krótkowzroczności oraz wspomagają widzenie w ciemności. Z kolei fitoestrogeny, czyli hormony roślinne, blokują działanie enzymów przyczyniających się do powstawania tzw. nowotworów hormonozależnych (np. niektórych nowotworów piersi, tarczycy czy wątroby), zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn.

Do znudzenia
W tym roku, jak na wzorowego Nadesrała przystało (niezorientowanym kłania się Kapitan Bomba:), na jagodach byłam już sześć razy, w wyniku czego przytargałam 11 litrów tych drogocennych owoców. Gdy mam wolny dzień, wybieram się na dwie, góra trzy godziny. W tygodniu, gdy mam czas tylko popołudniami, na jagody przeznaczam godzinę – to wystarczy w zupełności, by zebrać litr czarnych kuleczek i w ciągu następnych 24 godzin spałaszować je w towarzystwie drugiej osoby w najróżniejszych konfiguracjach. Na naszych talerzach goszczą jagody ze śmietaną i miodem, z grzankami, z jogurtem (kozim, własnej roboty rzecz jasna), jagody z owsianką lub pęczakiem, są też jagodowe koktajle na jogurcie lub maślance - słowem, nie można się nudzić.

Jagodowe natchnienie
Nie tylko nimi się nie nudzę, ale co więcej są dla mnie inspiracją do rymowania w wolnej chwili.
"Zdążaj prędko w leśne strony, bo zaczęły się jagody!
Kubek z rana, za dnia, w nocy, a poczujesz przypływ mocy."

Jagodowe przetwory
W tym roku, wygospodarowałam też chwilę, by zrobić dżemy – póki co wysmażyłam dwie wersje – jagody z papierówkami oraz z czereśniami i czerwonym pieprzem. Będzie czym smarować zimą naleśniki. Jak to najczęściej bywa, robiąc dżemy kierowałam się intuicją, więc nie mam pojęcia, jakie proporcje zastosowałam. Wiem tylko, że podstawą dżemu jagodowo-czereśniowego było 400 g jagód, 600 g czereśni i dwie garści (a raczej garsteczki) cukru. W trakcie smażenia dodałam jeszcze sporo jagód, bo stwierdziłam, że czereśnie zdominowały zawartość garnka, a ponadto sypnęłam sporo świeżo zmielonego czerwonego pieprzu. To był dobry krok. Po zawekowaniu przetworów zostało mi trochę dżemu na dnie – niewystarczająco, by zapełnić słoiczek. Przełożyłam więc ostatki do lodówki. Wykończył je wczoraj Mariusz, chwaląc efekt końcowy. Jak zwykle zachęcam Was do kuchennych eksperymentów i porzucenia od czasu do czasu dobrze znanych przepisów. Takie intuicyjne pichcenie * z reguły przynosi świetny efekt. Ponadto dwa i pół litra rozdzieliłam na mniejsze porcje (ok. 300 g) i zamroziłam. W zamrażarce mam też sporo swoich truskawek – nic, tylko zimą wrzucać owoce do jogurtu albo upiec drożdżaka ;)


Przede mną w planach jest jeszcze zrobienie jagodowego soku, kilku dżemów i mrożenie. Nie wspomnę o codziennym wcinaniu jagód – zawsze staram się wyjeść sezonowymi warzywami i owocami, póki są jeszcze świeże.

* Intuicyjne pichcenie – absolutnie nie próbuj tego, jeśli masz zły humor – wówczas klapa gwarantowana. Musisz po prostu czuć, że możesz sobie pozwolić na taką nieskrępowaną kuchenną swawolę.

Ważna sprawa – mycie.  Jagody myjemy zawsze małymi partiami i pod ciepłą (nie mylić z gorącą!), bieżącą wodą, nie szczędząc jej. Chodzi o to, by wypłukać jaja bąblowca – tasiemca, którego roznoszą lisy i psy, a których w jagodach ponoć jest nie mało.





Czytaj dalej...

11. Jak gospodarzyć w kuchni, by nie zmarnować mleka? Kozi twaróg - wersja pierwsza.

Parno za oknem, parno i w domu. W lodówce niepasteryzowane mleko od mojej kozy zsiada się trzeciego dnia po udoju. Wczoraj to właśnie zrobiło. Zostałam z litrem świeżutkiego mleka i ćwiartką zsiadłego. Stanęłam przed poważnym dylematem - co z nim zrobić? Świeżym kozim mlekiem jestem opita i na zsiadłe ochoty nie mam. Nie wyleję, bo byłaby to zbrodnia!

Chwila zastanowienia. Już wiem!
Zakasałam więc rękawy... i wzięłam się za twaróg.

Początkowo przepis wydawał mi się czarną magią, ale podeszłam do tematu tak, jak lubię najbardziej - intuicyjnie. Już po stwierdzam, że filozofii w tym nie ma żadnej, a zabawa przy wykańczaniu twarogu jest przednia.

Potrzebujemy:
- świeże mleko (najlepiej od gospodarza, w ostateczności sklepowe, ale nigdy UHT!),
- zsiadłe mleko (2-3% w stosunku do mleka świeżego, czyli na 1 l świeżego mleka potrzebujemy 20-30ml mleka zsiadłego),
- gaza, durszlak i miska (ewentualnie, dla perfekcjonistów zestaw serowara),
- termometr,
- garnek z grubym dnem.

Opcjonalnie:
- zioła,
- płatki kwiatów,
- pieprz.

(Z 1 l mleka wyjdzie nam około 250 g twarogu)

 Świeże mleko podgrzewamy do temperatury 22 - 25 stopni w garnku z grubym dnem. Robimy to powoli, około 10 - 15 minut, mieszając przy tym łyżką delikatnie mleko. Gdy osiągniemy wymaganą temperaturę, wlewamy do gara zsiadłe mleko i dobrze mieszamy całość. Odstawiamy na 12 godzin i dbamy, by temperatura nie spadła (ja przykryłam garnek polarem). Rano miałam już mleko skwaszone. Tniemy je wówczas na średnią kostkę i znów zagrzewamy powoli, tym razem do 35 stopni. Gdy masa osiągnie już wymaganą temperaturę, całość zostawiamy pod przykryciem na 10-20 minut. Po tym czasie zlewamy zawartość na durszlak wyłożony gazą lub chustą serowarską. Serwatka ścieka nam do miski (nie wylewajcie jej, można z niej zrobić ricottę!), a na gazie zostaje twaróg.

Gdy dobrze odcieknie (ja zostawiłam na jakieś trzy godziny), możemy dodać do twarogu ziół (u mnie posiekany majeranek i tymianek). Gazę zawijamy i okręcamy, by wycisnąć nadmiar serwatki, do uzyskania pożądanej konsystencji. Twaróg z wierzchu możemy posypać chociażby płatkami kwiatów, ziołami czy pieprzem i wstawić szczelnie zamknięty do przetrawienia do lodówki. Ja wykorzystałam płatki nagietków i chabrów, kolorowy pieprz i odrobinę wytłoczyn nasion czarnuszki.

Taki twaróg z kwaśnego mleka koziego jest bardzo kozi w smaku. Wiem, że nie każdemu może to odpowiadać (Mariusz trochę skrzywił nos, wąchając twaróg jeszcze bez żadnych dodatków), dlatego też dorzuciłam majeranek i tymianek.  Zrobiło się bardzo ziołowo, a po obsypaniu kwiatami - łąkowo. Próbowałam okruszka - będzie smacznie. Z ciekawości kolejny zrobię z mleka zsiadłego z domieszką świeżego. A z pozostałej serwatki zrobię jeszcze dziś ricottę ;)







Czytaj dalej...

10. Pomidory jeszcze się nie czerwienią, ale sałaty zielenieją z dumy! z zazdrości

Pakuję kolejne porcje zieleniny dla Was! Dziś i jutro do godz. 20 macie czas, by skompletować swoje koszyki - w tym tygodniu zamówienia rozwozimy odpowiednio w piątek między 17.30 a 20 oraz w sobotę między 9 a 11. Możecie odebrać zakupy tam, gdzie jesteśmy przejazdem po drodze (okolice centrum i Novej) lub zamówić odbiór w domu - wówczas płatne dodatkowo 5 zł.

Możecie wybrać spośród poniższej listy:
- orzechy włoskie, łuskane, z 2015r. - 30 zł/kg,
- bób łuskany - 20 zł/kg,
- groszek cukrowy (bezwłóknisty, można jeść całe strąki) - 7 zł/100g,
- sałata rzymska – 3 zł/główka,
- sałata dębolistna czerwona – 3 zł/250g,
- rzeżucha – 2 zł/pęczek,
- rzodkiewka – 3 zł/250g,
- szczypiorek/szczypior - 3 zł/pęczek
- szpinak – 2 zł/100g,
- botwina - 4zł/pęk (350g),
- mięta/melisa - 1zł/3 gałązki,
- estragon – 1 zł/gałązka,
- oregano – 2 zł/pęczek,
- natka pietruszki - 3zł/pęczek,
- cząber - 2 zł/pęczek,
- szczaw - 3zł/100g,
- rukola - 3 zł/100g,
- dzikie chwasty – mniszek, lebioda, żółtlica – 2 zł/100 g,
- miks sałat i ziół (sałata krucha, rzymska, dębolistna, szpinak, oregano, rzeżucha,  pietruszka, lebioda, żółtlica, mniszek, jarmuż oraz do wyboru: estragon albo tymianek i majeranek) – mieszanka wymyta i wysuszona, gotowa do porwania i doprawienia – 3 zł/100g, 7zł/300g.




Więcej zdjęć (już nieaktualnych, bo wszystko rośnie jak na drożdżach) znajdziecie pod linkiem poniżej:
Ogród warzywny w Ogrodach Smaków

Mogę Wam również podrzucić od Sandry, mojej sąsiadki z Białczyka kozie mleko (8zł/l) i kozie sery z  surowego mleka - z papryką lub czysty kozi, oba fajne na sałatki lub po prostu na przekąskę, 60zł/kg. Minimalne zamówienie to 1l mleka lub 250 g sera (mniejsze kawałki kruszą się przy krojeniu). Dla niezdecydowanych - ser zaczął cieszyć się takim powodzeniem, że za chwilę zaczniemy robić chyba na niego zapisy z tygodniowym wyprzedzeniem ;)





Czytaj dalej...

9. Kurzy traktor i kilka rad, jak wybierać zdrowe jajka i mięso

W Polsce rzecz mało znana i rozpowszechniona, ale bardzo popularna w kręgach permakulturowych zapaleńców, szczególnie w Stanach Zjednoczonych.

 
Nasz kurzy traktor i pilnująca ferajny Malinka.

Cała idea polega na tym, by stworzyć kurom bezpieczny wybieg, a jednocześnie łatwy do przemieszczenia. Nasza konstrukcja składa się z dwóch rozłącznych części - kurnika, zabezpieczonego przed naszym czteronożnym sąsiadem - lisem oraz wybiegu. Można szybko i łatwo przenieść kurczaki w inne miejsce, gdy tylko za mocno wygryzą trawę. W praktyce my przenosimy nasze stadko codziennie. 

Obecnie nasza młoda, drobiowa ekipa liczy sobie 35 sztuk - 25 brojlerów i 10 niosek. Nioski są tu tylko na chwilę - gdy podrosną, czeka je przeprowadzka na wybieg z kaczkami, tymczasem brojlery zostaną tu do końca swojego żywota. Nie mogą wszak zbyt wiele chodzić, bo wpłynęłoby to na na jakość mięsa; nie oznacza to jednak, że będą siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu i z nudy dziobać tynk (widuję takie obrazki czasem). 


Miło jest obserwować kury buszujące w zieleninie, wyskubujące co lepsze kawałki ziół, owies, otręby pszenne i marchewkę. Taki chów ma jednak jedną uciążliwość - trzeba być cierpliwym, albowiem brojler rośnie wolniej na takiej naturalnej paszy, bez hormonów wzrostu i modyfikowanej kukurydzy (a jeśli nawet nie modyfikowanej, to zanieczyszczonej pestycydami, bo kukurydza, jako trawa, kumuluje sporo środków ochrony roślin, bez których jej uprawa byłaby niemożliwa). W chowie intensywnym, na fermach, od wyklucia się kurczaka po jego ubój mija zaledwie 8 tygodni. U mnie proces tuczu trwa dwa, trzykrotnie dłużej, ale za to mięso jest nieporównywalnie lepsze.

Dobre rady przed zakupem mięsa drobiowego albo jaj od rolnika:
Pamiętaj, że jaja od kur żywionych naturalnie, czyli zbożem i odpadkami warzywno - owocowymi różnią się od jaj pochodzących od kur żywionych granulatem kolorem żółtka. W tym pierwszym przypadku żółtka nigdy nie będą jednakowo wybarwione - jedne będą bledsze, drugie ciemniejsze (jest to zależne m.in. od ilości pobranej zielonki i złapanych robaczków). Te drugie jaja zawsze będą miały intensywny kolor żółtka, z uwagi na zawartość kukurydzy w gotowej mieszance. Zawsze pytaj, czym żywił się drób. Masz prawo być dociekliwa/y. Najlepiej rozejrzyj się po gospodarstwie. Czy kury mają dostęp do zielonki? Poproś, by rolnik pokazał Ci paszę. Ja trzymam karmę dla zwierząt (kozy, kury, kaczki, gęsi) w jednym miejscu, bo tak jest po prostu najwygodniej przygotowywać im posiłki. Mam więc w kącie zarówno owies jak i jęczmień, otręby, wysłodki buraczane oraz cały niezbędny sprzęt - wiaderka do mieszania paszy i miarkę do nabierania. Gwarantuję, że jeśli rolnik będzie się wykręcał, to znaczy, że karmi je gotowym granulatem, jak na fermie. Z tą tylko różnicą, że nie daje kurom antybiotyków. Tylko czy serio o to w tym wszystkim chodzi?


Czytaj dalej...

8. Pokochaj chwasty - pokrzywa zwyczajna.


Dziś, po dwutygodniowej przerwie, spowodowanej ogromem prac remontowo - domowych (kajam się i obiecuję w tym tygodniu napisać coś więcej), pod lupę bierzemy niekwestionowaną królową chwastów – pokrzywę.

Majestatyczna dama
            Jej ciemnozielone, wysokie łany, dumnie stojące na baczność niczym wojsko świadczą nie tylko o urodzajnej, bogatej w azot ziemi. To prawdziwa skarbnica witamin – o tym wiedzieli już nasi pradziadkowie. Liście zawierają witaminę C, K, B2, beta karoten; są bogate w sole mineralne - szczególnie dużo w nich potasu, wapnia i fosforu, ponadto zawierają kwas krzemowy i panteonowy. Na przedwiośniu gospodynie gotowały z niej zupę, gospodarze dodawali świeżą do paszy dla zwierząt w celu ich wzmocnienia, a na zimę przygotowywali z niej susz.

Bogactwo na wyciągnięcie ręki
Po wojnie zapomniana, porastająca pobocza dróg i nieużytki, dziś jest przedmiotem pożądania wielu ludzi. Pokrzywa wspomaga oczyszczanie organizmu z toksyn, m.in. ze złogów kwasu moczowego i złogów żółciowych, nagromadzonych w naszych ciałach nie tylko przez zimę, ale przez całe życie (silniejsze działanie mają w tym przypadku kłącza). Działa moczopędnie, przeciwdziałając tym samym zatrzymywaniu płynów w organizmie i lecząc wiele niemiłych dolegliwości układu moczowego, jak chociażby kamicę nerkową. Szczególnie polecana jest na wiosenne osłabienie, gdyż stwierdzono w surowcach istnienie czynników pobudzających wytwarzanie antygenów wirusowych. Picie naparów z jej liści lub dodawanie ich do sałat przyspiesza przemianę materii. Korzystnie wpływa na pracę żołądka, trzustki i wątroby. Wykazuje silne działanie krwiotwórcze, stąd też powinni ją polubić anemicy. Obniża poziom cukru we krwi i za to powinna trafiać częściej do jadłospisu cukrzyków. Pokrzywa jest też bakteriobójcza, świetnie radzi sobie z czyrakami, ropniakami czy trądzikiem, a otrzymywany z niej chlorofil jest wykorzystywany w leczeniu choroby popromiennej. Pokrzywa to również środek silnie podniecający oraz poprawiający potencję, gdyż zwiększa poziom testosteronu.


Co powiesz na odrobinkę przyjemnego bólu?
Jedyną niedogodnością przy zbiorze pokrzywy jest to, że parzy. Właściwie to parzą włoski zlokalizowane na jej łodygach. Przy regularnym zbieraniu pokrzywy, szybko można się do tego przyzwyczaić, a nawet tęsknić za tym - tak jak ja ;) To dzięki obecności kwasu mrówkowego pokrzywa parzy. Działa przy tym przeciwbólowo na chore stawy, a niektórzy biczowaniem łodygami leczą reumatyzm. Taki  masaż poprawia krążenie krwi i przyspiesza usuwanie toksyn odpowiedzialnych właśnie za choroby reumatyczne. Na stawy działa korzystnie również sam kwas mrówkowy zawarty we włoskach.

Moja wybawicielka pokrzywa
Biczowania akurat nie próbowałam, ale przyznam Wam, że dla mnie osobiście pokrzywa i jej właściwości to dla mnie fenomen. W miesiąc odmieni Wasze życie i Was samych nie do poznania. Przekonałam się o tym kilka lat temu. Gdy miałam dwadzieścia jeden lat, ni stąd, ni zowąd wiosenną porą zaczęły mnie boleć kolana. Nawet chodzenie sprawiało mi ból. Ortopeda przepisał cudowne tabletki, które miały pomóc, a pewnego ranka obudziłam się, nie mogąc rozprostować nóg. Dostałam skierowanie na zabiegi ciekłym azotem, kolejne tabletki do przełknięcia i zalecenie jedzenia galarety. O ile mrożenie azotem było miłym przeżyciem, a tabletki można było chybcikiem przełknąć, tak do jedzenia galarety zmusić się nie mogłam, bo po prostu nie cierpię tego dania. Latem ból nóg ustał, ale przypominał o sobie nieśmiało całą jesień. Śmiałam się, choć dziś nie wydaje mi się to śmieszne, że mogę przepowiadać deszcz, bo z reguły na drugi dzień padało.

Dziś wiem, co było przyczyną tych bóli. Zakwaszenie organizmu. Jako dziecko urodzone w ostatnich miesiącach komunizmu i wychowane we wczesnym kapitaliźmie, karmiona byłam przede wszystkim ziemniakami, chlebem, mięsem (z reguły wieprzowym i drobiowym) i szczątkową ilością rozgotowanych warzyw. Surowych owoców jadłam mało, a jeszcze mniej surowych warzyw. Owszem, pamiętam, że jako dziecko uwielbiałam podjadać warzywa i owoce z dziadkowego ogrodu. Gdyby to było ode mnie zależne, jadłabym tylko to, ale moja babcia uważała, że dziecko surowizną się nie naje i musi zjeść porządne śniadanie (bułkę albo chleb z masłem i wędliną), dobry obiad (ziemniaki, kawałek mięsa, rozgotowaną marchewkę z groszkiem, ewentualnie pierogi albo makaron ze śmietaną) i smaczną kolację (chleb z masłem i dżemem). Jeśli była zupa, to gotowana tylko na świni lub kurze, bo wegetariańska wersja była niedopuszczalna. Najadłam się jabłkiem? Niemożliwe! Co to jest takie jabłuszko? Nie najesz się tym!  Znacie to skądś?

Do dziś żywi się w ten sposób spora liczba Polaków, tym samym kopiąc sobie widelcem i nożem grób. Mój organizm w wieku 21 lat nie mógł dłużej wytrzymać z zakwaszeniem i zbuntował się. Lekarz mi tego nie powiedział, bo nie było to w jego interesie - trzeba przecież napędzić przemysł farmaceutyczny, ale to już temat na inny wpis. Szczęśliwie kolejną wiosną za sprawą mojej kochanej Teściowej trafiłam na zielone koktajle Victorii Boutenko. Szybko zaczęłam eksperymentować sama i pewnego dnia do blendera wrzuciłam dwie spore garście pokrzywy, dwa banany i cztery kiwi. Koktajl był tak pyszny, że zajadałam się nim prawie codziennie do znudzenia. Mądre księgi zalecają z reguły, by dane zioło stosować maksymalnie przez miesiąc, po czym zrobić sobie minimum miesięczną przerwę (wynika to ze zdolności koncentracji pewnych składników w ciele człowieka - nie tylko zakwaszenie jest szkodliwe, ale przewitaminowanie również!). Mój organizm intuicyjnie po miesiącu powiedział stop, a po pokrzywę upomniał się znów po dwóch miesiącach.

Po tej kuracji nie dość, że zapomniałam o bolących stawach, to poprawiła mi się kondycja paznokci i włosów, a skóra, do tej pory trądzikowa znormalniała. Owszem, oprócz koktajli zmieniłam całkowicie swój styl życia, zamieszkałam na wsi, dbam o aktywność fizyczną, zaczęłam słuchać swojego organizmu, latem jem dużo świeżych warzyw i owoców, które sama wyhoduję, zimą przerzucam się na kasze i kiszonki, zapomniałam właściwie o ziemniakach i chlebie, wieprzowinę skreśliłam z menu na modłę arabską, a jeśli już jem mięso, to raz, że rzadko, a dwa, wybieram dziczyznę, królika, wołowinę lub swoją kaczkę. Realizuję w końcu swoje dziecięce zachciewajki i jeśli mam ochotę na surowiznę, to po prostu ją jem na śniadanie, obiad i kolację. A że mam je często, to wychodzi więc na to, że latem prawie w ogóle nie gotujemy, tylko chrupiemy - sałatę, jabłka, gruszki, truskawki, kalafiory, kalarepy, pomidory i wiele więcej. I namiętnie, kilka razy do roku wracam do pokrzywy, ale tylko wówczas, gdy czuję, że mój organizm ma na nią chcicę.

Ciekawostki dla ogrodnika
Pokrzywa odgrywa istotną rolę w ekosystemie jako roślina żywicielska wielu gatunków owadów. Szczególnie masowo pojawiają się na niej gąsienice rusałki pokrzywnika i rusałki pawika, rusałki admirała i rusałki osetnika. To co, zostawisz w kącie ogrodu kępę pokrzywy dla motylka? ;)

Poza tym gnojówka z pokrzywy to świetny nawóz dla roślin. Ma dużo azotu, który kochają ogórki i kapusty, a dzięki zawartości krzemu, wzmacnia roślinne tkanki, np. pomidorom w nabraniu odporności przed zarazą ziemniaczaną. Przepis jest prosty 1 kilo ziela zalewamy 10 litrami wody, przykrywamy deską, odstawiamy w ciepłe, lecz zacienione miejsce i codziennie mieszamy. Po dwóch tygodniach możemy już korzystać z tego dobrodziejstwa - do podlewania litr wody rozrabiamy z 100 ml gnojówki, a gdy chcemy rośliny pryskać, stosujemy proporcję 20:1, czyli np. 1 litr wody na 50 ml gnojówki.

A co z niej możecie zrobić Wy?
Pyszny koktajl tak jak ja. Możecie do krótkim sparzeniu dodać ją do sałaty albo ugotować zupę (ja nie próbowałam nigdy). Suszone lub świeże liście można przyrządzić jak herbatę albo zalać chłodną, przegotowaną wodą i pić po 8 godzinach od naciągu. Wreszcie można zalać liście  wodą, odstawić na 2-3 dni, a po przecedzeniu stosować jak wcierkę we włosy lub też przyrządzić olej - 1 część pokrzywy zalewamy 3 częściami dobrego, nierafinowanego oleju, odstawiamy na 2 tygodnie w ciepłe i ciemne miejsce. Taki olej pokrzywowy może zastąpić mleczka kosmetyczne i kremy, posiada bowiem właściwości natłuszczające, odżywcze, przeciwzapalne, oczyszczające i regenerujące. Pamiętajcie jednak, by nie stosować jej wewnętrznie dłużej niż miesiąc. I choć można ją zbierać od wiosny do jesieni, to najbardziej wartościowa jest ta zbierana w maju, przed kwitnieniem.


Czytaj dalej...

7. Pokochaj chwasty - gwiazdnica pospolita

Gwiazdnica pospolita to jeden z moich najulubieńszych chwastów. O jej istnieniu dowiedziałam się przypadkiem, gdy zauważyłam, że moje kury uwielbiają jakąś płożącą roślinę, o bardzo charakterystycznym zapachu, obsypaną obficie drobnymi, białymi kwiatkami, przypominającymi gwiazdki. Miała miły, kwaskowy posmak, który skusił mnie do poszukiwania informacji o tej roślinie.

Dla wielu z nas gwiazdnica to utrapienie w ogrodzie. Z pozoru krucha, lecz w jej drobnych pędach drzemie ogromna moc  - wystarczy, że dotkną wilgotnej ziemi, by ukorzeniły się na dobre. Nie jest jej straszna śnieżna zima - potrafi kiełkować już pod białym puchem, by po roztopach rozpocząć ekspansję podczas gdy inne rośliny jeszcze śpią. To również swoisty wskaźnik gleby, a jej obecność powinna nas ucieszyć, bowiem gwiazdnica świadczy o wysokiej zawartości azotu w ziemi. Do tego nie niszczy ziemi, a wręcz ją rekultywuje - tworząc gęsty zielony dywan, ogranicza parowanie wody z ziemi. U mnie pięknie rośnie w tunelu, gdzie zostawiam ją jako ściółkę dla pomidorów oraz w warzywniaku w zagonie z kapustami, ale na części łąkowej, dopiero w tym roku wziętej w karby, za nic nie chce kiełkować.

Zwierzęta instynktownie wiedzą lepiej od nas, co jest dla nich dobre. Uwielbiają ją kury oraz gęsi,  więc stąd też wzięła się inna nazwa gwiazdnicy - kurzyślad. W soczystych pędach i drobnych listkach gwiazdnicy skrywają się znaczne ilości prowitaminy A i witaminy C (100 g ziela to odpowiednik 2 aptecznych tabletek tej witaminy), saponiny o działaniu przeciwzapalnym, flawonoidy, a także witaminy E, PP, B1 i B2. To także źródło wielu minerałów - żelaza, fosforu, potasu, cynku, magnezu, wapnia, selenu, krzemu i jodu. Niegdyś, wczesną wiosną, gdy brakowało zieleniny, sałatki z gwiazdnicy jedli  i biedni, i bogaci (jest bardzo smaczna). Dodatkowo, roślina ta wspomaga odtruwanie i wzmacnia organizm. Stąd też nasze prababki leczyły wywarami z gwiazdnicy skacowanych domowników płci męskiej.

Zapomniana na ponad 200-ście lat, dopiero od niedawna gwiazdnica przypomina się na nowo. Działa wykrztuśnie przy leczeniu zapalenia dróg oddechowych oraz wspomaga walkę z hemoroidami. Okłady z jej ziela przynoszą ulgą przy stłuczeniach, wrzodach, łuszczycy, trądziku.

Nasza dzisiejsza propozycja to sałatka z gwiazdnicy, rukoli, makreli i kaczego jaja. Możecie modyfikować podane proporcje zieleniny wedle upodobań - użyć mniej gwiazdnicy, a więcej rukoli, zastąpić rukolę sałatą itd. Byle gwiazdnica pozostała.

Składniki (na 2 porcje, w naszym przypadku były to porcje obiadowe, bardzo sycące):

- 3 garści gwiazdnicy,
- 3 garści rukoli,
- 1 garść jarmużu,
- pół garści rzeżuchy,
- pół garści oregano,
- 2 kacze jaja (mogą być kurze),
- makrela,
- słonecznik,
- 1 cebula
- sok z cytryny, oliwa z oliwek,
- sól, pieprz.

Zieleninę myjemy, odsączamy w suszarce, rwiemy na mniejsze kawałki. Cebulę obieramy i kroimy. Makrelę filetujemy, dzielimy, dodajemy do zielska i mieszamy. Doprawiamy całość solą, pieprzem, skrapiamy sokiem z cytryny i oliwą. Jaja parzymy i gotujemy tak jak lubimy - my na półmiękko - po czym hartujemy, obieramy, kroimy w kawałki i układamy na wierzchu sałatki. Na suchej patelni prażymy słonecznik i posypujemy całość.
Bon apetito!


 

Czytaj dalej...

6. Pokochaj chwasty - mniszek lekarski

Mniszek lekarski, popularny mlecz czy dmuchawiec. Zmora niejednego posiadacza trawnika, choć ja osobiście bardzo lubię go i nie mam nic przeciwko jego obecności w ogrodzie. Baa, zachęcam też wszystkich, by pozwolili mniszkowi zawładnąć chociaż małą częścią rabat - roślina ta wabi pożyteczne pszczoły i trzmiele. W obecności mniszka lepiej plonują m.in. truskawki, maliny oraz gruszki.



 Mniszek - właściwości:

 

  • pobudza trawienie – stymuluje produkcję soków trawiennych, która rozpoczyna się w ustach, po kontakcie ze śliną;
  • poprawia metabolizm;
  • wpływa na poziom cukru we krwi – działa jak środek stabilizujący, chroni organizm przed gwałtownymi wzrostami i spadkami poziomu cukru. Poleca się picie herbaty z mniszka diabetykom;
  • zapobiega kamicy nerkowej –  bogaty w szczawiany i wapń mniszek może obniżać częstość występowania kamieni nerkowych;
  • zmniejsza obrzęki – jako środek moczopędny np. w postaci herbaty, pozwala zmniejszyć obrzęki i zatrzymywanie płynów, co sprzyja utracie masy ciała. Jednocześnie nie wypłukuje z naszych organizmów cennego potasu - jego liście to prawdziwa kopalnia tego pierwiastka;
  • oczyszcza wątrobę i nerki;
  • działa moczopędnie,
  • zawiera inulinę - naturalny prebiotyk, sprzyjający rozwojowi pożytecznych bakterii;
  • zawiera trójterpeny - działają one przeciwzapalnie i przeciwwirusowo;
  • obniża poziom złego cholesterolu - dzięki obecności fitosteroli;
  • zwalcza wolne rodniki - a dokładniej robią to karotenoidy;
  • zawiera dużo witamin i minerałów - m.in. wit. A, B, C, D, przy czym należy wspomnieć że zawartość wit. A w liściach mniszka jest większa niż w marchewce. 

Mniszek w kuchni i nie tylko: 

 

  • sałatka – mlecz może stanowić pożywną bazę dla sałatek;
  • nadzienie – zblanszowane liście mniszka są pysznym nadzieniem do pierożków czy naleśników;
  • wino – w ciągu kilku dni możemy przygotować wino z żółtych płatków mlecza, np. z dodatkiem cytryn i pomarańczy. Ze skwaszonego wina możemy przygotować ocet;
  • herbata – przyrządza się ją z kwiatów. Parzy się ją 10 minut pod przykryciem. Na łyżkę kwiatów przypada 0,5 litra wrzątku. Napój pije się po 0,5 szklanki 2-3 razy dziennie;
  • miód (syrop) – przypisuje mu się nadzwyczajne właściwości, zwłaszcza w walce z przeziębieniem. Jednak  miód z kwiatów mniszka wytworzony przez pszczoły ma więcej zdrowotnych właściwości;
  • sok z mniszka (białe mleczko) – pomaga w walce z kurzajkami czy liszajem. Ma działanie gojące;
  • ekologiczny nawóz do kwiatów, ponieważ to cenne źródło miedzi. Jak zrobić nawóz? Potrzebujemy trzy całe mlecze – korzeń, kwiaty, liście. Wszystkie składniki umieszczamy w wiadrze, zalewamy litrem gorącej wody i przykrywamy. Parzymy przez 30 minut. Po tym czasie przecedzamy, chłodzimy i od razu podlewamy nasze rośliny.

Zbiory mniszka

 

Gdy chcemy przygotować nalewkę, wówczas korzenie mniszka pospolitego zbiera się jesienią (ważne, by wydobyć je w całości, bez uszkodzeń). Po zebraniu myjemy je, starannie osuszamy, odcinamy części nadziemne i suszymy.  Korzeń mniszka lekarskiego pobudza czynności wątroby.
Ziele mniszka ścinamy, gdy koszyczki kwiatowe są jeszcze w pączkach.
Z kolei kwiaty zbieramy, gdy zaczynają się rozwijać (zrywamy je bez szypułki). Kwiaty i liście najlepiej zbierać w suchy słoneczny dzień - rano bądź wieczorem. Napar z liści mniszka lekarskiego jest łagodnym środkiem pobudzającym wątrobę i oczyszczającym organizm w stanach zatrucia. Działa od niego mocniej sok, który jest doskonałym środkiem oczyszczającym podczas wiosennego detoksu. Ja osobiście uwielbiam koktajl ze zmiksowanych pomarańczy i sowitej garści liści mlecza.

Uwaga, przeciwwskazaniem do stosowanie mniszka jest zażywanie leków przeciwzakrzepowych, gdyż roślina może zakłócać ich działanie. Ostrożność muszą zachować również osoby z wrzodami żołądka.

 Nasza propozycja - hamburger z mniszkiem

 

Składniki:
  • dwie garści mniszka (ja dodałam jeszcze swoją rukolę, szpinak i liście rzodkiewki),
  • cebula,
  • mielone mięso wołowe,
  • dobre pieczywo (wystrzegajcie się tego z supermarketów i sieciowych piekarni, które nie powinno w ogóle nazywać się pieczywem). Ja osobiście jadam pieczywo dwa razy w miesiącu. Mam ulubioną piekarnię w Gorzowie, która piecze pyszne chleby - żeby je dostać, trzeba odstać swoje w kilku albo i kilkunastometrowej kolejce. To piekarnia Erharda Szczypiórkowskiego, na rogu Mickiewicza i Kosynierów Gdyńskich),
  • pomidor,
  • keczup
  • majonez - my robimy go sami z kaczych jaj, które są do tego świetne i Was też zachęcam do takich kuchennych eksperymentów. Dziś dodatkowo dorzuciliśmy w trakcie miksowania dwa ząbki czosnku i w ten sposób wyszedł nam przepyszny majonez z lekką czosnkową nutą.
Wykonanie:

Mięso doprawiamy pieprzem i smażymy wedle upodobań (krwiściej lub mniej). Pieczywo podgrzewamy na patelni grillowej lub w piekarniku. Cebulę kroimy w krążki. Smarujemy pieczywo majonezem, przekładamy zieleniną, pomidorem, mięsem, cebulą, znów zieleniną i pomidorem a następnie doprawiamy drugą część buły keczupem.

Smacznego! ;)

Czytaj dalej...

5. Podejmij wyzwanie - pokochaj chwasty!

Za oknami zieleni się coraz bardziej, zapach kwitnącej ałyczy upaja powietrze, a w uszach dzwonią ptasie trele - w kwietniu przyroda pięknie budzi się do życia. Uwielbiam wiosenne promyki słońca o tej porze i zapach mokrej ziemi. Zatrzymuję się czasem w trakcie prac w ogrodzie i podglądam z zaciekawieniem pracowite mrówki, wietrzące po zimie swoje mrowiska, pająki misternie zaplatające nici wokół delikatnych gałązek i trzmiele, uwijające się wokół kwitnącego mniszka.

Obserwuję też swoje zwierzaki - kaczki uważnie przeczesują wybieg w poszukiwaniu swojego przysmaku - ślimaków, a kozy zachłannie strzygą zielone źdźbła traw, przygryzają pędy chwastów i świeże pączki z drzew. Instynktownie wiedzą, co jest im teraz potrzebne, a na siano, jęczmień i otręby pszenne spoglądają z niechęcią. Taki ich wiosenny detoks. I nam, ludziom przyda się takie oczyszczenie po zimie.



A chwasty to prawdziwa bomba witaminowa! I do tego smaczna! Zamiast za drogimi, importowanymi z zagranicy, a do tego bezsmakowymi sałatami, warto rozejrzeć się za naszą lokalną i darmową zieleniną, wyciągając przy okazji rodzinę na popołudniowy spacer. W naszych rodzimych chwastach pełno jest witamin A i C, witamin z grupy B, minerałów (potasu, krzemu, magnezu) i zaskakujących smaków. Ponadto, substancje zawarte w dzikich listkach obniżają stężenie szkodliwego cholesterolu we krwi, zwalczają wolne rodniki, działają antynowotworowo, zmniejszają ryzyko choroby sercowo-naczyniowej, a znajdujący się w tkankach błonnik działa jak gąbka i wypędza z jelit nagromadzone zimową porą złogi.

Nim ruszysz na łowy

Przyszykuj sobie wiklinowy kosz i/albo papierowe torebki. Nie zbieramy zieleniny do worków foliowych - nie jest to zdrowe, rośliny zaparzą się i sporą część będziemy musieli wyrzucić.

Zasady zbierania

Pamiętaj, że nie jesteś sam na łące - oprócz Ciebie chrapkę na chwasty mają dzikie zwierzęta. Zbieraj jej zawsze tyle, ile potrzebujesz. Zbierzesz za dużo? Zaproś znajomych na kolacje. Nie niszcz całej rośliny - zostaw kilka liści, by miała siłę odrosnąć. Co też ważne, chwasty zbieramy z dala od ruchliwych dróg i najlepiej z samego rana lub pod wieczór - w południe rośliny tracą turgor, nie są tak samo chrupkie i smaczne jak zbierane w innych porach dniach. Zbieraj tylko te rośliny, które znasz. Możesz posiłkować się np. atlasem dzikich ziół. Pamiętaj, że pomyłka może być niebezpieczna dla zdrowia i życia.

Krótki przegląd chwastów

Od tej pory co środę będziemy przedstawiać portrety wszędobylskich chwastów wraz z przepisami na ich kuchenne wykorzystanie. W tym tygodniu wyjątkowo zaczniemy od soboty. Będziecie mieli czas, by zaplanować sobie wyprawę na łąkę.


Mniszek lekarski

Gwiazdnica pospolita








Czytaj dalej...

4. Około żywieniowe tematy, o których wstydzimy się rozmawiać

Dziś chcę rozłożyć na czynniki pierwsze dwa bardzo wstydliwe problemy związane pośrednio z żywieniem, a bezpośrednio ze stylem życia, jaki prowadzimy. Problemy te dotykają większość z nas, ale w pędzie dnia albo nie zdajemy sobie z nich sprawy, albo nie przyznajemy się do nich, licząc po cichu, że rozwiążą się same. A te wiosenną porą mają ogromny wpływ nie tylko na naszą fizyczną formę, ale i psychiczne samopoczucie. Mam nadzieję, że przy leniwej niedzieli post ten skłoni Was do autorefleksji.

Robaki lubią słodycze

Tasiemce, owsiki, glisty. "Nie, to nie dotyczy mnie!" - pomyślicie sobie zapewne, czerwieniąc się ze wstydu na wspomnienie tych niechcianych lokatorów, będących utrapieniem chyba każdego normalnie chowanego dziecka. Dziecka ciekawego całego świata i pchającego rączki wszędzie, gdzie tylko da radę. I tu Was zaskoczę. Robaki to również zmora dorosłych. Zmora utajona i podstępna.

Nieważne jest przy tym, że po każdym skorzystaniu z toalety myjecie ręce. Źródeł zarażeń jest wokół nas wiele więcej. Tych niechcianych lokatorów możecie "zaprosić" do siebie, łapiąc za klamkę w galerii handlowej, odbierając dokumenty w urzędzie, wybierając warzywa w sklepie, próbując truskawek na targu, głaszcząc psa albo ... oddychając. Nie jesteśmy bezpieczni nawet we własnym domu, z kurzem bowiem przenoszą się jaja owsików. Jeśli osiądą one na pościeli, kanapie czy ręcznikach, przez pół roku zachowają żywotność, stwarzając zagrożenie dla domowników.

Odwieczne prawo natury

Pasożytom nie chodzi o to, by nas zabić. W całym tym zamieszaniu chodzi tylko o zasiedlenie dogodnej przestrzeni do życia, bogatej w pożywienie i wydanie na świat jak największej liczby potomstwa. Nie w ich interesie jest, by nas wykończyć. To dlatego robaczyce często przebiegają bezobjawowo lub są na tyle mało uciążliwe, że uczymy się z nimi żyć. Pasożyty atakują nasze organizmy od tysięcy lat, od zawsze bytowały w jelitach i tworzyły swoisty ekosystem, a układ immunologiczny uczył się z nimi walczyć, produkując przeciwciała. Jednak dziś, w wyniku ewolucji produkujemy ich coraz mniej. W pewnych okolicznościach, szkodliwy wpływ robaczyc nasila się, organizm nie radzi sobie w zwalczaniu pasożytów, a my zaczynamy poważnie chorować.

Tasiemce w natarciu

Według Światowej Organizacji Zdrowia tylko 1 na 10 osób nie jest zarobaczona - co oznacza, że 90 procent z nas ma w tym momencie w swoim organizmie niechciane towarzystwo.

Zakażenie pasożytami daje czasami bardzo podobne objawy jak większość innych chorób. Lista jest długa – uporczywe bóle głowy, bóle stawów, szyi, depresje, problemy z oddychaniem, ciągłe uczucie zmęczenia, podkrążone oczy, wzdęty brzuch, uporczywy kaszel nocny. Bardzo istotną kwestią jest, by nie bagatelizować sygnałów wysyłanych przez nasz organizm. Oporna na leki astma może okazać się zaawansowaną robaczycą, z czego nawet nie każdy lekarz zdaje sobie sprawę. Dlatego bądźmy dociekliwi, leczmy przyczyny, a nie objawy.

Nie lekceważcie w szczególności bolących bez przyczyny mięśni, problemów z wątrobą i nieustannego kaszlu - to może być objaw bąblowca, tasiemca, którego nosicielem jest przede wszystkim lis. Wystarczy, że Wasz pies będzie miał styczność z odchodami rudzielca i może przynieść na swojej sierści niespodziankę w postaci jajeczek do domu.

A chyba każdy z Was widział choć raz w życiu psa tarzającego się w odchodach - naukowym wyjaśnieniem takiego zachowania psa jest instynkt, który skłania zwierzę do tarzania się w mocno pachnących rzeczach.  "Mając psy w domu, musimy wkalkulować ryzyko, że będziemy się od nich zarażać. Powiem szczerze - ktoś, kto przynosi psa do domu nie odrobaczając go wcześniej i z nim śpi, to jest samobójca, podobnie jak większość ludzi, którzy często jedzą sushi albo tatara" -  stwierdził dr. Wojciech Ozimek, lekarz pediatra, specjalizujący się w pediatrii ogólnej i leczeniu chorób pasożytniczych w bardzo ciekawej rozmowie o robakach właśnie, którą musicie przeczytać koniecznie! W mojej wiosce widok lisa w ciągu dnia nie jest żadną niespodzianką. Często wieczorową porą rudzielec podchodzi nawet pod drzwi, poszukując resztek kociej karmy. Nie wyobrażam sobie zatem, by wpuścić do domu kota, którego nie odrobaczam.

A bąblowiec im później wykryty, tym jest trudniejszy do wyleczenia. Baa, czasem leczenie farmakologiczne jest niemożliwe i wówczas jedynym ratunkiem jest przeszczep. Dzieje się tak, gdyż jaja tego tasiemca wędrują z krwią do różnych narządów. Jeśli nie zostaną zniszczone przez komórki układu odpornościowego, wylegają się z nich larwy, a wokół nich powstaje torbiel, nieraz osiągająca bardzo duże rozmiary. Niestety, bąblownica często rozwija się po cichu w organizmie i ujawnia się dopiero po wielu latach. Niekiedy zmiany przypominają guzy nowotworowe niszczące miąższ narządu, który został zasiedlony przez tasiemca. W 99 procentach przypadków bąblowica dotyka wątrobę, jednak larwy mogą niekiedy osadzać się w płucach, nerkach, mięśniach, mózgu i śledzionie.

I jak tu nie zwariować?  

Jak skutecznie bronić się przed tymi lokatorami, by nie popaść w paranoję? Oddać psa, szorować warzywa, dezynfekować ręce co 5 minut? Nie!

Po pierwsze, musimy pogodzić się z obecnością pasożytów w naszym życiu, współżyją one z nami od tysięcy lat. Co ciekawe, w krajach, gdzie nie ma dostępu do bieżącej wody i kanalizacji, często prawie wszyscy mieszkańcy mają w przewodzie pokarmowym pasożyty – robaki, przywry i tasiemce. Są one poważnym problemem zdrowotnym, ale jednocześnie ludzie ci na ogół nie cierpią na alergie ani na choroby autoimmunologiczne.

Po drugie, wystarczy po prostu odrobaczać całą rodzinę regularnie. Ja dbam o wszystkich - zarówno mieszkańców dwu- jak i czteronożnych. I tak: ludzie mający zwierzaki powinni odrobaczać się cztery razy w roku, podobnie jak ich koty i psy. Drób i kozy odrobaczamy na wiosnę i jesień. Ludzie, którzy nie mają kontaktu ze zwierzętami, powinni przyjąć dwie dawki w roku. To żaden wstyd.

Posiedzenie na tronie to nie tylko przywilej królów
aparcia to dziś przypadłość pospolita i bagatelizowana. Niesłusznie, bo konsekwencją częstych zatwardzeń bywa coraz częściej rak jelita grubego. W większości przypadków sami możemy w prosty sposób pozbyć się problemów z wypróżnieniem.
Co trzeci Polak cierpi na zaparcia, ale częściej cierpią kobiety. Co gorsza, najczęściej sami jesteśmy sobie winni – jemy zbyt tłusto i obficie, pijemy mało wody i unikamy warzyw i owoców. Dużo rzadziej zdarza się, że przyczyną zaparć jest choroba, np. niedoczynność tarczycy, schorzenia jamy brzusznej, cukrzyca czy depresja. Czasem zatwardzenie wywołują leki: antybiotyki, preparaty z wapniem oraz te walczące ze zgagą. Paradoksalnie również nadużywanie środków przeczyszczających może skończyć się zaparciem.


http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-pokarmowy/Zaparcia-przyczyny-konsekwencje-zapobieganie-zatwardzeniu_34467.html
parcia to dziś przypadłość pospolita i bagatelizowana. Niesłusznie, bo konsekwencją częstych zatwardzeń bywa coraz częściej rak jelita grubego. W większości przypadków sami możemy w prosty sposób pozbyć się problemów z wypróżnieniem.
Co trzeci Polak cierpi na zaparcia, ale częściej cierpią kobiety. Co gorsza, najczęściej sami jesteśmy sobie winni – jemy zbyt tłusto i obficie, pijemy mało wody i unikamy warzyw i owoców. Dużo rzadziej zdarza się, że przyczyną zaparć jest choroba, np. niedoczynność tarczycy, schorzenia jamy brzusznej, cukrzyca czy depresja. Czasem zatwardzenie wywołują leki: antybiotyki, preparaty z wapniem oraz te walczące ze zgagą. Paradoksalnie również nadużywanie środków przeczyszczających może skończyć się zaparciem.


http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-pokarmowy/Zaparcia-przyczyny-konsekwencje-zapobieganie-zatwardzeniu_34467.html

Musimy mieć świadomość, że im dłużej śluzówka jelita ma kontakt z toksynami, tym więcej ich wchłania się do krwi. W wyniku długotrwałego zatrucia możemy odczuwać wzdęcia i gazy, mieć kłopoty z cerą, przykrym zapachem z ust. Czujemy się ociężali, osłabieni, zmęczeni, boli nas głowa. Tracimy odporność, zwiększa się ryzyko wielu chorób, m.in. alergii. Długie i intensywne parcie na stolec prowadzi do powstania hemoroidów (które także bywają przyczyną zaparć, bo utrudniają wypróżnienie). Z czasem ściana przeciążonego jelita traci elastyczność, w jego błonie śluzowej rozwija się stan zapalny, którego konsekwencją mogą być nadżerki, a w przyszłości – nowotwór.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-pokarmowy/Zaparcia-przyczyny-konsekwencje-zapobieganie-zatwardzeniu_34467.html
Drugim problemem często bagatelizowanym i bardzo pospolitym są zaparcia. Cierpi na nie co trzeci Polak. W większości przypadków jesteśmy sami sobie winni - jemy potrawy obfite w tłuszcze, unikamy warzyw i owoców, pijemy za mało wody. Niekiedy prawidłowe wypróżnianie zakłócają też przyjmowane antybiotyki i stres.

A kiedy w ogóle mówimy o zaparciu? Po dwóch dniach bez wizyty w toalecie powinna nam się zapalić w głowie lampka. To wstydliwy problem, ale jego konsekwencje są bardzo poważne - nieleczone zaparcia powodują raka jelita grubego. Żeby uświadomić sobie, jak ważną rolę w naszym życiu odgrywa codzienne wypróżnianie, musimy poświęcić kilka słów na wyjaśnienie roli jelita grubego. Ten organ to swoisty kosz na odpadki - to tam trafiają niestrawione części jedzenia. Jeśli wszystko jest z naszym organizmem w porządku, wówczas codziennie pozbywamy się zbędnego balastu. Jeśli jednak trapi nas zatwardzenie, wówczas zebrana treść pokarmowa zaczyna fermentować i gnić, w wyniku czego powstają toksyny. Im dłużej śluzówka jelita ma kontakt z toksynami, tym gorzej dla nas - toksyny zaczynają wchłaniać się do krwi i docierają do wszystkich komórek ciała. Innymi słowy dochodzi do zatrucia organizmu. Czujemy się wówczas ociężali, osłabieni, wiecznie zmęczeni, dokucza ból głowy i przykry zapach z ust, zaczynają się problemy z cerą, wzdęciami, gazami, stajemy się posiadaczami opornej oponki na brzuchu. W jelicie tworzy się stan zapalny, który następnie przekształca się w nadżerkę, a stąd do nowotworu już tylko jeden krok.

Jak zapobiegać, a jak leczyć? Na pewno nie łykajcie cudownych tabletek. Recepta jest prosta. Jedźcie więcej surowych warzyw i owoców (zawierają błonnik, który działa jak gąbka i pobudza nasz organizm do wypróżniania), pijcie więcej wody i ruszajcie się (byle nie z kanapy do lodówki) - gimnastyka, basen, rower lub bieganie minimum trzy razy w tygodniu to podstawa.



Czytaj dalej...

3. Owsiankowe inspiracje na Dzień Kobiet i nie tylko

Od jakiegoś czasu podczas śniadań króluje u nas owsianka lub kasza jaglana, w różnych wersjach owocowych. Zainspirowana tymi zbożowymi produktami, zaczęłam poszukiwać nowych inspiracji na ten najważniejszy posiłek dnia, a wyobraźnia podpowiedziała mi pomysł na tartę owsiankową. Propozycja dobra na śniadanie, ale również i na podwieczorek bez wyrzutów sumienia ;)

Nadzienie:
  • 2 średnie jabłka,
  • 2 szczypty cukru waniliowego,
  • rodzynki, 
  • orzechy włoskie,
  • sok z cytryny.
Kruszonka:
  • 2 części mąki krupczatki,
  • 1 część masła,
  • 1 część cukru waniliowego.
Ciasto na blachę o średnicy 20 cm:
  • 1,5 szklanki zmiksowanych płatków owsianych, 
  • 3 łyżki płynnego miodu (ewentualnie 4),
  • 1,5 łyżki masła (posiekanego, zimnego),
  • 150 ml wody,
  •  odrobina soli.

Z podanych składników zagniatamy ciasto. Uformować spód, nakłuć widelcem. Ciasto może trochę się lepić, więc ja wyłożyłam blachę papierem.
Piekarnik nagrzewamy do 180 st. Podpiekamy wstępnie spód przez około 8-10 minut.

W czasie podpiekania ciasta przygotowujemy nadzienie. Jabłka kroimy w plasterki, kropimy sokiem z cytryny, wrzucamy na patelnię, dodajemy cukier (ja wykorzystałam prawdziwy waniliowy z cukru trzcinowego. Podsmażamy tylko tyle, by cukier rozpuścił się, mieszamy.

Przygotowujemy kruszonkę - mieszamy cukier i masło, po czym dodajemy stopniowo mąkę. Rozcieramy na grudki.

Na wstępnie podpieczonym spodzie układamy jabłka, posypujemy rodzynkami i kruszonką. Pieczemy ok. 20 - 30 minut (w zależności od piekarnika, ciasto ma się przyrumienić).

Po wszystkim przypomniałam sobie o orzechach włoskich, które uprażyłam na patelni i dodałam do studzącego się ciasta.

Muszę przyznać, że uwielbiam takie kuchenne eksperymenty, podczas których z niczego wychodzi coś. A Wy? Dajecie się czasem ponieść wyobraźni?


Czytaj dalej...

2. O pietruszce spoglądającej ze ściany, czyli ogródek ziołowy w domu

W tym roku mam wrażenie, że wiosna bardzo nieśmiało stawia u Nas pierwsze kroki. Co prawda przebiśniegi i krokusy wychyliły już swoje barwne łepki, a cebula z radością zieleni szczypior i szuka pierwszych promieni słońca, ale tych jak do tej pory jest zdecydowanie za mało!

W ostatnim poście rozgryzałam, co na przednówku tkwi w niepozornych nasionkach i bulwach. Dziś kilka inspiracji, jak zorganizować ziołownik w swoim domu, by nie zajmował zbyt wiele miejsca i był przy okazji ozdobą domu.

Ziołowy zawrót głowy,  czyli mały atlas ziół

 

Postanowiłam przybliżyć Wam kilka najbardziej popularnych gatunkach ziół. Być może używacie ich na co dzień, a nie uświadamiacie sobie rangi ich pozytywnego wpływu na Wasze zdrowie?
Bazylia – bardzo szeroko stosowana w kuchni włoskiej; ma przyjemny, korzenny zapach i lekko pikantny smak. Nadaje się do zup, sałatek, warzyw i dań kuchni śródziemnomorskiej. Olejek z bazylii poprawia trawienie i pobudza wydzielanie soków żołądkowych, dlatego poleca się go osobom cierpiącym na lekkie zaburzenia procesów trawiennych.
Kolendra - jest bogata w antyoksydanty, minerały (takie jak wapń, sód, potas) oraz witaminy – C, B1, B2 i PP. Jej liście mają właściwości przeciwbólowe, przeciwbakteryjne i przeciwzapalne. Pobudzają apetyt – stymulują wydzielanie soków żołądkowych i enzymów, a także działają tonizująco na żołądek. Z tych też powodów liście kolendry są często stosowane w diecie osób chorych na anoreksję. Są również zbawienne dla wątroby, a także wspomagają leczenie biegunki poprzez wywieranie korzystnego działania na jelita.
Kminek – stosuje się go do produkcji likierów, idealnie nadaje się także do przyprawiania zup (szczególnie grzybowej), chleba, past, pieczonych jabłek i smażonych potraw. Olejek kminkowy działa rozkurczowo i bakteriobójczo.
Melisa - to jedno z najpopularniejszych ziół na skołatane nerwy i sen. Jej liście o świeżym, cytrynowym aromacie to również remedium na bolesne miesiączki i mdłości w ciąży. Melisa poprawia trawienie, zwiększa wydzielanie soku żołądkowego, hamuje proces utleniania lipidów w wątrobie, zapobiegając jej stłuszczeniu, a obniżając poziom cholesterolu we krwi, zmniejsza ryzyko wystąpienia miażdżycy.
Niektóre składniki zawarte w liściach melisy działają przeciwbakteryjnie i przeciwwirusowo. Wykazano, że zawarte w wodnych wyciągach z liści melisy taniny oraz kwasy fenolowe zwalczają m.in. wirusa opryszczki wargowe

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
zmniejszenia stężenia cholesterolu we krwi, a co za tym idzie - może zapobiec miażdżycy. Ponadto melisa hamuje proces utleniania lipidów w wątrobie, zapobiegając jej stłuszczeniu oraz innym schorzeniom.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
ułatwiają trawienie i pobudzają apetyt

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
ułatwiają trawienie i pobudzają apetyt

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
edno z najpopularniejszych ziół na sen i uspokojenie. Jednak melisa ma także inne właściwości lecznicze – m.in. poprawia trawienie, łagodzi bóle miesiączkowe i mdłości w ciąży.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
jedno z najpopularniejszych ziół na sen i uspokojenie. Jednak melisa ma także inne właściwości lecznicze – m.in. poprawia trawienie, łagodzi bóle miesiączkowe i mdłości w ciąży.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
jedno z najpopularniejszych ziół na sen i uspokojenie. Jednak melisa ma także inne właściwości lecznicze – m.in. poprawia trawienie, łagodzi bóle miesiączkowe i mdłości w ciąży.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/melisa-lekarska-na-sen-i-nie-tylko-wlasciwosci-i-dzialanie-melisy_38502.html
Mięta – o pięknym, kojącym zapachu. Wyciąg z mięty działa uspokajająco i pomaga w leczeniu zaburzeń trawiennych. Olejek miętowy z kolei można stosować także jako inhalator w nieżytach gardła i górnych dróg oddechowych.
Majeranek – idealny dodatek do potraw ciężkostrawnych (np. tłustych mięs). Pomaga również w nieżycie żołądka.
Pietruszka - ma właściwości antyseptyczne, wpływa pozytywnie na proces trawienia i zapobiega infekcjom układu moczowego. Zawarta w natce pietruszki witamina A dobrze działa na wzrok, szczególnie o zmierzchu. Dzienne zapotrzebowanie na witaminę C zaspokaja jedna łyżka stołowa pietruszki. Dlatego warto dodawać ją do dań, szczególnie w okresach osłabienia organizmu ( choćby podczas przesilenia wiosennego). Ponadto pietruszka odświeża oddech i maskuje nieprzyjemny zapach, np. czosnku.
Rumianek – używany w medycynie i kosmetyce. Ma działanie przeciwalergiczne i przeciwskurczowe. Wyciąg z rumianku stosowany zewnętrznie przyspiesza gojenie owrzodzeń skóry, rumienia i oparzeń.
Seler - pobudza on przemianę materii i usuwa szkodliwe produkty uboczne, doskonale oczyszcza nasz organizm z wszelakich toksyn. Wpływa znakomicie nie tylko na nasz wygląd ale i zdrowie. Seler zawiera magnez, cynk, wapń, żelazo i potas a także wiele witamin, szczególnie C i B.
Szałwia – stosowana w zapaleniach gardła i skóry, zapobiega nadmiernej potliwości i wspomaga leczenie zapalenia dziąseł. Tradycyjnie przyprawia się nią węgorza, farsz drobiowy i desery. Ma dość gorzki smak i nie nadaje się do stosowania przez kobiety w ciąży.
Szczypiorek - jego liście zawierają dużo witaminy C (50-100 mg w 100 g), karoten, witaminę B2, sód, wapń, potas, fosfor i żelazo. Przyspiesza trawienie, obniża ciśnienie, wzmaga apetyt.
Tymianek – tradycyjna przyprawa kuchni francuskiej. W medycynie stosuje się go w leczeniu kaszlu i chrypy. Wykonuje się z niego płukankę pielęgnacyjną do włosów.

Zioła na każde wezwanie

 

Najbardziej popularne miejsce na umieszczenie ziół w domu to bez wątpienia widne stanowisko na kuchennym blacie, parapecie bądź stole. To bardzo wygodne rozwiązanie - zioła są zawsze pod ręką, a dodatkowo tanie, zważywszy na to, że doniczki możemy wykonać sami.


Zioła możemy również powiesić na ścianie - i to nie tylko wówczas, gdy na parapetach brakuje miejsca. Takie zielone obrazy to niewątpliwie godna pozazdroszczenia ozdoba domu. Jednak montując taki ziołownik na ścianie trzeba wziąć pod uwagę to, że konstrukcja nie należy do najlżejszych (szczególnie po podlaniu roślin), należy więc przymocować ją w przemyślany sposób.


Dodatkowo dolne partie takich ziołowników można przeznaczyć dla naszych czworonogów - koty będą wdzięczne za walerianę i kocimiętkę, a psy za rajgras.


W końcu ziołowy ogródek można powiesić - niczym lampę - u sufitu.
 
Jak więc widzicie, zioła posiadają nie tylko szereg właściwości leczniczych, kosmetycznych i smakowych, które na co dzień wpływają na nasze samopoczucie, zdrowie, piękny wygląd i smak potraw. Mogą być również świeżą i nietuzinkową dekoracją kuchni.

Jestem też bardzo ciekawa nie tylko tego czy i jaki macie zakątek ziołowy w kuchni, ale również tego jakie zioła najczęściej goszczą na Waszych talerzach. Pochwalicie się?
Czytaj dalej...
Ogrody Smaków © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka